Powrót do Aktualności Dzielnia Blog
Kobieta na ulicy – refleksje przy ścianie
Dotarłam do półmetka projektu ze stypendium artystycznego miasta Tarnowa „Kobiety na ulice!” albo „Daj słowo miastu” i przystanęłam na refleksje. Refleksje są słodko-gorzkie. Jak emocje, kiedy rozmawiasz z kimś, kto Ci się podoba i nagle czujesz, że ptak narobił Ci na głowę.
Mój projekt związany jest z działalnością artystyczną na ulicy i jest to swojego rodzaju eksperyment społeczny. Zamalowuję zeszpecone wulgaryzmami i bazgrołami miejsca w mieście i zamiast tego zostawiam wiersz i obraz. Wiersze napisali ludzie z Tarnowa i podzielili się ze mną swoją wrażliwością. Obrazy projektuję ja. Biorę przy tym pod uwagę wymowę wiersza, przestrzeń w jakiej zostanie namalowany, konteksty i symbole jakie niesie przestrzeń i tekst wiersza. Maluję pędzlem i sprejami. Wiersze i elementy powtarzalne graficzne maluję z szablonu wycinanego ręcznie.
Pracując przy ścianie, prowadzę mimowolnie badania socjologiczne testując nastawienie do zmian i reakcji na niecodzienne sytuacje. Dobrze jest słyszeć od ludzi, że doceniają zmianę w przestrzeni publicznej, że podoba im się inicjatywa. Dziękują za tę pracę i mówią, że czują inspirację. Taki był mój zamysł, kiedy myślałam o efektach – nie tylko estetycznych. Po takim rozmowach czuję, że dziesiątki godzin włożone w projekt miały sens. To jest na szczęście głos większości.
Jednak jest też przykra strona kontaktów przy ścianie. Moje wyjście na ulicę jest dla niektórych ludzi tak nienaturalne, że potrafią: drzeć się z balkonu i straszyć policją (seniorzy), wyskakiwać zza pleców wsadzając telefon w twarz i robiąc zdjęcia choć raczej woleliby nim przywalić (młody mężczyzna postury fit) albo pytająco rozkazują „Możecie stąd iść? Idźcie stąd!” (dużo młodsza ode mnie kobieta). Zawsze walą na Ty (albo bezosobowo) i nie kryją niezadowolenia. Zdanie: „stypendium artystyczne miasta Tarnowa” równie dobrze mogłabym wymawiać po chińsku. Zastanawiam się, czy reagują agresywnie, bo są zaskoczeni sytuacją? Czy w ten sposób komunikują z innymi ludźmi? Czy zachowaliby się tak samo w stosunku do mężczyzny?
Powody niezadowolenia
Powód agresji i niezadowolenia tych kilku osób przyszedł mi do głowy po jakimś czasie. Prozaiczny. Budynek bloku jest dla jego mieszkańców tożsamy z domem jednorodzinnym (własnością). Wszystkie działania w jego obrębie, nieuzgodnione z każdym z osobna, bywają traktowane jak wtargnięcie na teren. Nieważne, że z przestrzeni ogólnodostępnej znikają wulgaryzmy i bazgroły. Nieważne, że poprawia się wygląd miasta. Nieważne, że wszystko jest uzgodnione z administratorem, plastykiem miejskim. Moja jest ta miedza i wara od niej! Nie będzie mi tu pańcia porządków robić! Nie będzie mi tu hałasować o 20:30!
Jest też głębszy – oczywisty dla tych, którzy zajmują się edukacją pozaformalną – powód nieadekwatnych reakcji na działania poprawiające ogólny wygląd przestrzeni. To niska wrażliwość estetyczna. Na działalność plastyczną, ale też muzyczną, słowo pisane… Otaczająca przestrzeń jest dobra taka, jaka jest. Nie ma potrzeby tego zmieniać.
Kształcenie wrażliwości i wyrabianie zmysłu krytycznego to kompetencje pomijane w edukacji. I jest to przerażające. Jesteśmy kształceni do poziomu „ładne/brzydkie”, „podoba się/nie podoba się” bez świadomego nazwania dlaczego tak jest, odnajdowania znaczeń i kontekstów. Wiedza plastyczna zatrzymuje się na znajomości trzech kolorów podstawowych (mylonych z kolorami sygnalizacji świetlnej). Śnieg maluje się na biało, trawę na zielono a niebo – wiadomo jak.
Potem w dorosłym życiu doceniamy głównie malarstwo realistyczne i historyzujące. A tak wiele ma do zaoferowania sztuka współczesna, tak wiele kontekstów i emocji kryje się poza tym, co widać.
Przyrodę oddzielamy sekatorem od architektury – traktujemy jako przeszkadzający dodatek i zalewamy betonem albo formujemy w znane, symetryczne kształty. A zieleń kształtuje i oswaja przestrzeń miast. W genach mamy wieś i bliski kontakt z przyrodą. Dlaczego się tego pozbawiamy?
Ludzi malujących przy ścianie w ciągu dnia przeganiamy jak wandali, albo wysyłamy policję – niech się tłumaczą. A wystarczy odrobina zaciekawienia i proste zdanie: „Dzień dobry, co malujecie?”
Bez kształtowania swojej wrażliwości, bez stykania się z wytworami kultury i sztuki z własnej woli albo za sprawą rodziców, bez nowych bodźców i nowej wiedzy, poznawczo pozostajemy na poziomie dziecka. Nie potrafimy nazwać/ odebrać/ zrozumieć twórczości innej od tej znanej. Wybieramy i akceptujemy to, co wpada w oko i ucho, jest proste, znajome. Szybko przechodzimy do porządku nad bazgrołami, penisami i wulgaryzmami na ścianach – wszędzie tego pełno, w telewizji, na ulicy… Normalka.
Dlatego tak ważne jest, by kształcić dzieci w obszarze sztuki i kultury, pokazywać młodym ludziom twórczość w galeriach, muzeach, instytucjach kultury. Rozmawiać o tym co widzą/ czują/ sądzą na dany temat. Zadawać pytania, oswajać sensy. Zachęcać do własnej twórczej ekspresji.
Jednak kończę słodko
Wspomniałam na wstępie, że głosy negatywne to zdecydowana mniejszość. Jednak przez swą agresję wpływają mocniej na moje emocje niż reakcje pozytywne i dłużej siedzą w głowie tłumiąc wenę (ach ten gupi muzg). Wyrzuciłam ich trochę tutaj i mogę iść dalej. Szukać ścian do zamalowania, kontekstów do pokazania przez wiersz i obraz. To wymaga czasu i spokoju wewnętrznego.
Cieszę się, że w malowaniu pomagają mi młodzi ludzie i mają z tego frajdę. Na ekscesy atakujących nas dorosłych reagują z dystansem, chłodem i humorem. Nie ma w nich strachu, nie ma agresji, nie ma uniżoności. Czasem pojawia się złość lecz nie ma zawiści. Zachwycają mnie swoją dojrzałością emocjonalną. Jestem szczęśliwa, że chcą chodzić ze mną na ulicę. Ci młodzi ludzie zmienią nasz świat 🙂
Dorota Omylska